Najnowsze wpisy, strona 12


sie 31 2004 Nastepny dzien, 30.08 / Another day, 30.08...
Komentarze: 1

Dzisiaj caly dzien stania w kolejkach a potem obiad na stolowce. Wybralismy sie tam z Garym, Scottem z Minnesoty i Patrickiem z Marsyli. Probowalam jesc paleczkami, ale bylam zbyt glodna aby patrzec na uciekajace jedzenie. Wzielam widelec. Jadlam liscie szpinaku z jakims cebulowatym warzywem smazone z czosnkiem; zupe smakujaca jakby ktos zalal algi wrzatkiem i je podal bez przypraw. Ale najlepsze bylo cos co wygladalo na mieszanke grzybow chinskich z kawalkami czegos kluskowo-chlebowego, do tego ryz.

 

Wieczorem niesamowice tesknilam za Andrew I calym moim swiatem Lancaster. Wskoczylam do odkrytego basenu przy plazy. Widac z niego gory przykryte mgla i wzgurze z oswietlonymi budynkami uniwersytetu. Przy basenie rosna palmy. To tak jakby wskoczyc w niebyt.

 

Noc przesiedzialam na piciu jasminowej herbaty ze znajomymi z pietra – wszyscy sa z HK – Ernest, Michelle, Centre i Pe Cze. To tacy ludzie do ktorych moge zapukac, kiedy chce mi sie pogadac.

 

-------------

 

The whole day of queuing, later lunch on the canteen with Gary, Scott from Minnesota and Patrick from Marseille. I tried to eat with chopsticks but I was too hungry to watch running-away food, a fork was better. There were spinach lives with some onion-looking vegetables fried with garlic; a soup tasting as if someone poures boiling water on alga and served it without spices. But the best was dish which looked like a mixture of Chinese mushrooms with pieces of something dumpling-bread like, plus rice.   

 

In the evening I missed Andrew terribly and my whole Lancaster world.

 I jumped into outdoor swimming pool near the beach. Mountains were enveloped with fog, the hill covered with university buildings with lights switched, it was almost dark. There are palms near the swimming pool.

It’s like jumping into non-existence.

 

The night spent drinking jasmine tea with friends from the same floor – all of them are from HK – Ernest, Michelle, Centre and Pe Cze. That are those people whose door I can knock when I need to chat.

 

-ania- : :
sie 31 2004 Hong Kong 29.08
Komentarze: 2

Jadac do miasta dzisiaj zastosowalam moja stara metode – jechac autobusem i wysiasc w miejscu wygladajacym na ciekawe. Jest to super sposob, gdy zostaje sie gdzies dluzej.

 

Wysiadlam w dzielnicy Pak Tak. Wloczylam sie waskimi uliczkami kilka godzin szukajac rzeczy, ktore mialam zamiar kupic. Tloki, markety uliczne, sklepiki… Bardzo musialam zwracac na siebie uwage, bo nie widzialam wsrod tlumow zadnej nie-Chinskiej twarzy. Niektorzy wydawali mi sie nawet przygladac. Wszyscy byli podobnego wzrostu do mojego albo nizsi, nie czulam sie klaustrofobicznie.

 

Wielu z tamtejszych zapachow nigdy wczesniej nie czulam. Tudno nawet bylo powiedziec, czy sa ladne, czy nie – tak jakby slono-ostre. Na razie unikam kupowania jedzenia na bazarach. Wiekszosc z tych rzeczy nie znam, zreszta powietrze jest bardzo wilgotne, kolo stanowisk przechodza dziesiatki ludzi I to wszystko moze byc brudne albo nieswierze – jest goraco. Zoladki miejscowych moga to wytrzymac, moj nie.

 

Najgorszy zapach – kolo budynku z marketami rybnymi. Zapach wychodzacy na zewnatrz miesza sie z dusznym powietrzem, ochyda.

 

Czuje sie bardzo dobrze tak spacerujac dookola, bardzo bezpiecznie. Duzo ludzi I nikt mnie nie zaczepia jak to sie zdazalo w miastach europejskich.

 

Niedaleko straganow znalazlam park Fung Tak. Bardzo maly, ale uroczy. Wchodzi sie do niego przez duza czerwona brame. Wszedzie duzo bujnej roslinnosci, kwadratowe slupki chyba z piaskowca, zakonczone kulami. W dole wzgorza fontanna a nad nia daszek cos jakby… deska klozetowa – tam gdzie dziura fontanna, dookola daszek pod ktorym mozna sie schowac przed deszczem. Sciezki zrobione z kamienia albo tworzywa sztucznego ulozonego w mozaike – wijace sie ksztalty. Na placu kolo fontanny metrowe, zielone donice z zoltymi kwiatami.

 

Teraz jest czas monsunu letniego. Pada przelotnie calymi dniami. Nie, nie pada, tylko leje. Slonce jest schowane za gruba warstwa chmur, ale jest bardzo goraco I duszno jak w ogrodach tropikalnych. Przyzwyczajam sie do tego powietrza, ale najgorsze, ze przed goracem nie mozna uciec do cienia. Pomaga tylko klimatyzacja.

 

Pogoda na jutro – 29C i 96% wilgotnosci powietrza.

 

Czekam na moja wspollokatorke, fajnie byloby juz z kims mieszkac. Mam nadzieje, ze znajdziemy wspolny jezyk.    

 

------------------

 

While going to town today I used my old method – traveling by bus and getting off in the area, which looks nice. It’s a great while staying somewhere longer.

 

I got off in Pak Tak area and was wandering along narrow streets few hours looking for items, which I came to buy. Crowds, street markets, little shops. I must have attracted attention a lot, because there were no non-Chinese faces and some people seemed to observe me. Everyone was of similar height as I or shorter so I didn’t feel claustrophobic.

 

Most of the smells I felt there are unfamiliar. It’s even hard to say if they are nice or not – something like salty-spicy. Actually I avoid buying food on stalls. I don’t know most of these things, besides hundreds of people pass nearby and the air is very humid. Everything might be dirty or not fresh – it’s hot. Stomachs of the natives may stand it, mine not necessary.

 

The worst smell – near the building with fish market. The smell coming outside mixes with the sultry air, disgusting.

 

I feel very good wondering around, very safely. Many people and no one stops me as it happen in European cities.

 

Not far from the stalls I found a park Fung Tak. Very small, but charming. The entrance is through a huge, red gate. Bushy plants were everywhere and small square columns next to the pavement, made probably of sandstone and ended with balls. Down the hill a fountain with a roof around it similar to…closet board (? Not sure how it is in English) – there where hole was the fountain, around the roof under which it’s possible to hide while it’s raining. The paths were made of stone or artificial material creating a mosaic – plaiting shapes. On the square next to the fountain green, meter height vases with yellow flowers inside.

 

Now it’s summer monsoon period. It’s raining in intervals during the whole days. No, it’s not raining it’s pouring. I’m getting used to this air, but the worst thing is that it’s impossible do hide anywhere from the hot air. Air-conditioning only helps.

 

Weather forecast for tomorrow – 29C and air humidity 96%.

 

I’m waiting from my roommate; it will be great to live with someone. Hope that we’ll find a common language.

-ania- : :
sie 31 2004 Podroz byla dluga, 28.08 / The journey was...
Komentarze: 3

Podroz byla dluga. Pierwszy w zyciu wyjazd poza Europe, lot trwajacy dluzej jak dwie godziny, wspanialy fragment zycia zostawiony za plecami a teraz Hong Kong.... Kiedy samolot zaczal znizac sie do pasa startowego serce tluklo mi jak mlot pneumatyczny.

Ludzie, ktorych spotykalam kolejno na lotnisku, przystankach i juz na uniwersytecie byli bardzo pomocni. Nawet pewien student spotkany przed gmachem uczelni zaprowadzil mnie do samego akademika, pomogl dogadac sie z recepcjonistkami, ktore mowily po angielsku tak jak ja po Chinsku, zaniosl szesc moich bagazy do pokoju i pokazal budynek. Niedawno temu skonczyl ta szkole i mieszkal w tym budynku 3 lata. Pomogl mi bardzo.

Uniwersytet polozony jest na stoku gory opadajacej do zatoki. Z tego wzgledu budynki sa polozone na 'polkach'. Z jednej na druga mozna przejsc schodami zwyklymi albo ruchomymi lub winda (jest ich ok.30). Powoli ucze sie jak i gdzie dojsc.

Wieczorem, po podrozy trwajacej prawie 48 godzin i odkrywaniu kampusu wszystko mi zobojetnialo. Ladnie tutaj... ale chcialabym znalezc w zupelnie innym miejscu.

Moje plany po prostu walniecia sie na lozko i przespania wszystkiego pokrzyzowal Gary. Spotkalam go w recepcji, okazalo sie, ze mieszkamy w tym samym budynku. Poczulam sie dobrze mogac tak sobie z kims pogawedzic. Wpadl do mnie potem z trojka znajomych z HK, studiujacych w Anglii - jeden w Lancaster. Rozamawialismy glownie o miescie, poczulam sie po tym doenergetyzowana.

Tego samego wieczora poznalam Istvan'a z Wegier, studiujacego w Milano. Mowil, ze wiekszosc jego znajomych we Wloszech to Polacy, zaczal rzucac Polskie frazy, ja to co pamietam z pobytu w Budapeszcie. Wyglada to na poczatek pieknej przyjazni.

Bardzo sobie cenie samotnosc, ale potrzebuje ludzi. Wymiany pogladow, doswiadczen i takich po prostu rozmow dla relaksu. 

--------------------

The journey was very long. Being first time in life outside Europe, flying longer than two hours first time as well,  leaving a beautiful fragment of life behind and now being Hong Kong… When the plane started approaching the airport my heart was beating like a pneumatic rammer.

The people whom I met at the airport, bus stops and finally at the university were very helpful. Even one student led me directly to the hall, helped to communicate with porters, who spoke as much English as I Chinese, brought part of my luggage to my room and showed the building. He has recently graduated and lived in the same hall three years. He helped me a lot.

The university is situated on a slope falling down to a bay. As the result of that, the buildings are standing on ‘shelves’. From one shelf to another it’s possible to get by stairs, escalators or elevators (there are almost 30 of them). Gradually I’m learning how to get where.

In the evening, after the journey lasting almost 48 hours and discovering the campus I got indifferent about everything. It’s pretty here… bud I’d like to be in a completely different place.

 

My plans about just throwing on bed and oversleeping everything collapsed when in the porters’ lodge I met Gary. We found out that we live in the same hall. I felt good to have someone just to chat with. Later he popped into with three friends from HK, studying in England – one of them in Lancaster. We were talking mainly about the city, I felt energized after that.

 

The same evening I met Istvan from Hungary, studying in Milan. He was saying that almost all his friends in Italy are Poles, started throwing Polish phrases, I in return, those remembered from Budapest. It looks like the beginning of a beautiful friendship.

 

I value solitude a lot, but I need people: exchanging ideas, experiences and just simple chats.

 

-ania- : :
sie 18 2004 Spiew ptaków/ Birds' songs
Komentarze: 2

Słucham Małgorzaty Walewskiej, płyty Mezzo.

Czuję jakby teksty artykułowały moje uczucia, a muzyka krzyk mojej duszy.

Canto D’Uccelli (Spiew Ptaków)

[...]

Swiat stary to na pamięć zna:

Po srodku nocy ty i ja

I ta nadzieja w sercach dwu

Aż do ostatniej kropli snu

A potem w jedno oka mgnienie

Marzenie stało się wspomnieniem

Gdy mrok, co miękko tulił nas

Rozproszył słońca pierwszy blask...

To brzask

Wita ptaków rozespanych spiew

Płoną zamiast gwiazd

Szmaragdami rosy liście drzew

W miejscu stanął czas

Lecz już zbudził się i rusza w bieg

Na odległy nas unosi brzeg

Obcy brzeg

Kolejnego dnia

To kres

Nocy, co domem była nam do dzis

Dość łez

Drogą pod wiatr trzeba teraz iść

Inną z dróg

Każde z nas.

---------------------------

I’ listening to Małgorzata Walewska, the Mezzo CD.

I feel as if the texts articulated my feelings, and the music the scream of my soul.

 

Canto D’Uccelli (Birds’ songs)

(Translated from Italian to Polish, free translation Polish - English)

The old world knows it by heart:

In the middle of night you and me

And this hope in both hearts

Till the last drop of dream

And later in the twinkling of an eye

The dream became a recollection

When the dusk, which was softly cuddling us

Was dispersed by the first sunlight...

The daybreak

Greets the sleepy birds’ songs

Instead of stars, the leaves of trees

Are alight with dew’s emeralds

The time is at a standstill

But has just woken up and set off to run

Takes us on a distant bank

Unfamiliar bank

Of next day

This is the end

Of the night, which was our home till now

Enough tears

We have to go along the way against the wind

Different way

Each of us

For Andrew

-ania- : :
sie 17 2004 Show must go on
Komentarze: 1

Wczoraj znalazłam pijanego człowieka w centrum miasta. Leżał z głową w kałuży krwi. Ludzie zareagowali dopiero, gdy nad nim przyklękłam. Żył.

W domu anarchia. Rozmowy, spotkania, pełno dzieci. Ale lubię jak się wiele dzieje. Rano ciężko jest mi wstać, ale “Show must go on!”.

------------

Yesterday I found a drunk man in the city center. Was lying in a puddle of blood. People reacted only then, when I kneeled next to him. He was alive.

Anarchy at home. Talks, meetings, lots of children. I like when a lot is happening.

 It’s hard to get up in the morning, but “The show must go on!”

-ania- : :