Komentarze: 8
Shenzhen (www.matthewjbates.com)
- No to Ania, co chcesz zjesc na lunch? - Cokolwiek, ale nie jestem za bardzo w nastroju na glowe zolwia, koty, psy I weze. Bedac w Szenzen zawsze dobrze jest zadbac o to co laduje na talerzu. Jedzenie psow I kotow nie jest tam nielegalne jak w Hong Kongu, ponadto ludzie przescigaja tam mieszkancow HK w pomyslowosci dotyczacej co moze byc zjedzone. Ale w koncu Jude zabral mnie do restauracji indonezyjskiej. W rzeczywistosci to bylo bardzo chinskie indonezyjskie miejsce – glosne, z wlaczonymi odbiornikami telewizyjnymi, ogromnymi okraglymi stolami, no I poza tym skonczylismy jedzac dim sum (ktory jest specjalnoscia kantonska). To byla swietna okazja aby podszkolic moj Mandarynski, ponadto dano mi kilka porad dotyczacych chinskich zwyczajow przy jedzeniu o ktorych nie bylam swiadoma wczesniej (jak pukanie w stol kiedy kelner nalewa herbate – to znaczy 'Dziekuje') To niesamowite jak bardzo to miasto rozni sie od Hong Kongu. I mimo, ze jest zaraz po drugiej stronie granicy, to jest jak inny swiat – inna waluta, inny jezyk, prawostronny ruch drogowy, w wielu wzgledach inna kuchnia isprzedawcy uliczni pociagajacy obcokrajowcow za rekawy wykrzykujac 'Missy, missy…' I jest taka specjalna atmosfera podczas przekraczania granicy I wchodzenie na teren Chinskiej Republiki Ludowej. Czuje sie bardzo zrelaksowana po spedzeniu tam troche czasu: recital zheng (niesamowicie lubie ten instrument), koncert fortepianowy I chinska opera podzialaly jak balsam dla duszy; na koniec z Jude I Cinderella spedzilismy kilka godzin przy fortepianie I spiewajac rozne utwory. Szczerze, czulam sie tak dobrze ze gdybym mogla to bym nie wrocila. Zakochuje sie w Chinach, naprawde. -------------------- - So Ania, what would you like to eat for lunch? - I'm fine with anything, but I’m not really in mood for tortoise's head, cats, dogs or snakes. While being in Shenzhen it's always good to take care of what kind of food lands on one's plate. Eating cats and dogs is not illegal there as it is in Hong Kong, besides people surpass Hong Kong citizens in imagination about what can be eaten. Finally Jude brought me to Indonesian restaurant. But in fact it was very Chinese Indonesian place - loud, with TV sets switched on and with enormous round tables and anyway we ended up eating dim sum (which is Cantonese specialty). It was great opportunity to brush up my Mandarin besides I was given some advice on Chinese dining customs that I haven't been aware of (like knocking the table while waiter is pouring tea into a cup - it means 'Thank you') It is incredible how much different this city is from Hong Kong. Even though just behind the border, in many ways it's like a different world – different currency, language, right-side traffic, in many ways different cuisine and street salesmen pulling foreigners by their sleeves, saying 'Missy, missy..'. And there is this special atmosphere while passing the border and entering People's Republic of China. I feel very relaxed after having spent some time there: listening to zheng recital (I really like this instrument), to piano concert and to Chinese opera worked like balsam for soul…; finally with Jude and Cinderella we ended up sitting hours by the piano and singing some songs. Honestly, I felt there so good that if I could I wouldn’t come back. I’m falling in love with China, I really do.