Komentarze: 3
Nie pisalam juz od tak dawna a dzieje sie dzieje caly czas I nie wiem jak zaczac, co napisac I w ogole wszystko sie miesza ze soba.
Wczorajsze urodziny Buddy swietowane w Chunking Mansion, a co!!! Jak mawia Manuel, ryzyko ryzykiem ale musi byc ewolucja. A ja zrozumialam to za pozno I nastepnym razem na pewno nie bede wybierala dan z menu metoda : “nie mam pojecia co to jest – BIORE!” Tym razem trafilam na napoj ostro przyprawiony sola I chili, nastepnym razem to moze byc trutka na szczury. FUJ!!!
W niedziele wyprawa na wyspe Cheng Chau na festiwal buleczek – plaza, restauracja marokanska, duzo muzyki, halasu i fajne czapeczki I taki niesamowity upal ze supermarkety byly obroznione z lodow. Prom dziala na mnie fatalnie nadal, ale Patrik chce mnie wyleczyc z choroby lokomocyjnej biorac mnie kilka razy na kolejke gorska. Bedzie zabawnie….. dla niego patrzec jak umieram!!!
Sobota po pracy z Eva I Eaglem w takiej malej typowej restauracyjce Hong Kongskiej dla zwyczajnych ludzi, w ktorej kucharz przychodzi z papierosem pogawedzic z goscmi. Kilka krabow, krewetki I malze I rozmowy na temat kuchni chinskich na swiecie ( maja tak malo wspolnego z prawdziwa kuchnia chinska)
Piatkowy wieczor w Fat Angelo’s, z fantastyczna lasagna, doktorem Garym opowiadajacym o tych wszystkich swoich przygodach kulturalnych, kilka osob z Kansas, z Meksyku I z Norwegii I taka fajna mieszanka miedzynarodowa, no I znowu kilka historyjek, marzenia o podrozach….
No I co tam…. W ubieglym tygodniu przedstawienie “Bamboo Dream”, kilka koncertow, “Fahrenheut 9/11”, Tsai Ming-Lianga “What time is it there?”, Zhang Yanga “Quitting”, koreanski horror (aaaa…..!!!!!!!), troche japonskich animacji I japonskich gier komputerowych….aaaaaaaaaaaaa
Bardzo fajnie spedzam czas, plywam, wygrzewam sie na plazach, jem duzo lodow I odpoczywam pod palmami. Ale jest tez czas na refleksje, na poezje i tymczasowe watpliwosci w sens zycia....
----------------------------
I haven’t been writing for quite some time but so many things are happening that I don’t know where to start and how, everything just blends together….
Yesterday’s Buddha’s Birthday celebrated in Chunking Mansion!!! In Manuel’s words – risk is a risk but there needs to be an evolution. I understood it too late and next time I certainly won’t choose food from the menu with the method – “I’ve no idea what’s that – I TAKE IT!!!” This time it was a drink heavily spiced with salt and chili!!!! AAAaaaaaaaaa!!!!! Next time it can be a poison for rats!
On Sunday a trip to Cheng Chau Island for Bun Festival – beach, Moroccan restaurant, lots of music and sounds, nice hats and such an amazing heat that supermarkets were cleared out from ice creams. Ferry still works for me terribly, but Patrik is going to take care of my sea sickness by taking me few times to roller coaster! It will be fun…for him to look at me dying!!!
Saturday after work with Eagle and Eva in a typical Hong Kong style seafood restaurant for ordinary people, in which the cook comes with a cigarette to have a chat with guests! Few crabs, shrimps and clams and a talk on Chinese restaurants around the world (they have so little in common with true Chinese cuisine)
And Friday night in Fat Angelo’s, with fantastic lasagna, doctor Gary talking about all of his intercultural adventures, few people from Kansas, Mexico and Norway, such a nice international mixture. And again few stories, talking about dreams and journeys….
And so on so on…. “Bamboo Dream” performance last week, few concerts, “Fahrenheit 9/11”, Tsai Ming-Liang’s “What time is it there?”, Zhang Yang’s “Quitting”, Korean horror (aaaa…..!!!!!!!), some Japanese animation and a Japanese computer games….aaaaaaaaaaaaa
I’m having lots of good time, swimming, basking on beaches, eating lots of ice creams and relaxing under palm trees…. But there is also time for reflections, poetry and temporary doubts in the meaning of life...
.