RACHMANINOW
Komentarze: 2
Wczorajsze wspomnienie Karen o napotkanym na uniwersytecie wezu okazalo sie poczatkiem dlugiej wieczornej pogawedki na temat jedzenia w Hong Kongu. Jej ulubione danie to zupa z wezy, do ktorej bardzo mnie zacheca. Inne rzeczy godne, jej zdaniem, polecenia to pletwa rekina i zupa z krabow. Umowilysmy sie na wypad na miasto na jakas porzadna uczte. To moze byc ciekawe, po ta zupa z weza naprawde brzmi zachecajaco!
Karen uczy mnie kantonskiego. Zalapywanie slowek idzie mi powoli, ale jakis postep jest. Lubie patrzec na reakcje ludzi kiedy nagle wyskakuje z frazami ‘Dziekuje’, ‘Odjazd’ (jesli chodzi o jedzenie), ‘Dobranoc’, ‘Za drogie’ albo ‘Duzy problem’. NIektorzy sie usmiechaja, inni dostaja ataku smiechu J To bardzo rozladowuje sytuacje.
Jakis czas temu spotkalam Polakow w metrze. Kiedy slyszalam jak rozmawiali, dlugo nie wiedzialam czy sie odezwac i skonczylam wpatrujac sie w nich. Po tym jak jeden mrugnal do mnie, powiedzialam dziendobry. Oni tez byli zaskoczeni i ucieszyli sie natykajac sie na kogos z kraju. Okazalo sie, ze zegluja I zacumowali w miejscowym porcie aby zrobic zakupy.
Dzisiaj wtorek. Jak zwykle po poludniu pojechalam do centrum jezykowego, wrocilam przed 20 taszczac moja przyjazna dla srodowiska torbe na zakupy wypelniona kilogramami owocow – banany, jablka, kiwi, winogrona… Na uniwersytecie wiekszosc owocow nie jest taka dobra, ponadto w Heng Hau jest o wiele taniej. Postawilam torbe w koncie i, relaksuje sie troche sluchajac sonat fortepianowych Rachmaninowa a potem rozpakowywuje to wszystko i zabieram sie do zadan z ekonometrii.
Lubie te sonaty, sa takie energiczne I pelne emocji. Moze to zabrzmi dziwnie, ale czuje jakby byly czescia mnie, jakby odzwierciedlaly jakis fragment mojej duszy. Czuje, ze to wszystko sie tam we mnie kotluje… Zlosc. Na co? Na wszystko: na zycie, na ludzi, na mnie sama. Ta melodia jakby wykrzykiwala: To nie tak! Nie zgadzam sie! To cholery jasnej z tym wszystkim! I tak sobie wykrzykuje, pomimo ze lubie zycie. Ale ta wewnetrzna niezgoda jest chyba w kazdym z nas. Na przekor wszystkiemu. Rzucic to do wszystkich diablow I uciec! Ale gdzie, przeciez jestem juz na drugim koncu swiata.
Karen pojechala dzisiaj do domu. Miala ochote na domowy obiad. Ona I tak wiecej czasu spedza w domu niz w akademiku – wyjezdza zazwyczaj w piatek, wraca w poniedzialek. Fajnie, mam troche wolnej przestrzeni.
Jutro po poludniu dwa wyklady. Okolo 16 Pan Chan poprosil abym pomogla mu w selekcjonowaniu dzieci do grup jezykowych. Zostal otworzony nowy osrodek i trzeba podzielic nowe dzieci na grupy stopnia zaawansowania angielskiego. Robilam takie selekcje juz wczesniej, ale na mniejsza skale. Tym razem bedziemy tam siedziec prawie trzy godziny. Potem pojade na wyspe kupic nowe buty, bo stare sie juz rozpadaja. Ja tak chyba zawsze robie, nie tylko z rzeczami ale tez z relacjami z ludzmi – wyrzucic kiedy juz absolutnie nie da sie z tym nic zrobic.
Czasem ogarnia mnie nostalgia.
Siadam na murku przy plazy.
woda…
To ja
moje zycie
gory, wiatr, zapach lisci
wielgachne motyle przelatuja przed nosem
Paryz, Barcelona
Cieply kominek w domu.
Tyle razy zasypialam na dywanie, w nocy, kolo kominka, kiedy nikogo nie bylo w domu albo wszyscy juz spali. Sluchajac swistu wiatru w kominie.
Bezpieczenstwo.
Sergei! Jaka wspaniala musiales miec dusze, aby ulozyc taka muzyke!
Nie pisze czesto, bo nie mam czasu.
-------------------------
Yesterday Karen mentioned a snake, which she had passed somewhere at the university. It turned out to be the beginning of a long chat on food in Hong Kong. Her favorite dish – snake soup, and she encourages me a lot to try it. Her other recommendations – shark’s fin and crab soup. We plan to go out one day to have a feast. It might be interesting, because snake soup sounds very encouraging!
Karen teaches me Cantonese. It takes long time to remember new words, but I try to repeat them very often. I like to look at the reactions of people when I say ‘Thank you’, ‘Far-out’ (when it comes to food), ‘Goodnight’, ‘Too expensive’ or ‘Big problem’. Some are smiling, others have laughing attack. It relaxes the situations a lot.
Some time ago I met few Poles in the subway. When I heard they talking I hesitated to say something so I ended up staring at them. When one of them winked to me, I said ‘Dziendobry’ (Polish good day). They were also surprised and happy to meet someone from the country. As it turned out they are sailing around, and stopped in the city’s port to do some shopping.
Today is Tuesday. As always during this day I went to the language center in the afternoon, and came back after 8pm lugging my environmental friendly shopping bag packed with kilograms of fruit – bananas, apples, kiwi, grapes… On the campus the quality of fruit is not so good, besides it’s much cheaper in Heng Hau. I left the bag in the corner and I’m relaxing listening to Rachmaninov’s piano sonatas. After that I’ll unpack the bag and mobilize strengths to do econometrics exercises.
I like these sonatas. They are so energetic and full of emotions. Maybe it sounds strange, but I feel as if they were part of me, as if they reflected part of my soul. I feel that all of that is inside of me. Anger. On what? On everything: life, people, myself. This melody seems to scream: It’s not the way it should be! I don’t agree! To the hell with all of that! And I’m screaming like that inside of my head even though I like life. But this internal disagreement is probably inside of every one of us. Against everything. To leave all of that and to escape! Where? Above all I’m on the other side of the world.
Karen left for home today. She just wanted to eat some home made food. She spends more time at home than in the hall – she leaves on Friday and comes back on Monday. It’s nice, I’ve more space for myself.
Tomorrow in the afternoon two lectures. Mr. Chan asked me to help in the selection of kids into groups, at 4pm. A new center has been opened and the new kids should be divided according to their level of proficiency in English. I’ve been doing selections like that before, but this time it will be much bigger event. We will be sitting there three hours. After that I’m going to the island to buy new shoes, because the old ones are falling apart. I used to do that not only with things but also with relationships with people – throw out at the point when there is nothing more that can be done to fix it.
Sometimes I feel very nostalgic.
I sit on a small wall next to the beach.
Water
Me
My life
Mountains, wind, smell of leaves
Enormous butterflies flying around
Paris, Barcelona
Warm fireplace at home
I used to fall asleep on the carpet, at night, next to the fireplace, when no one was at home or everyone was already asleep. Just listening to the whistle of the wind in the chimney.
Safety.
Sergei! How wonderful soul you must have had to compose the music like that!
I write rarely, because I don’t have time.
Dodaj komentarz